Do licha z tymi fantazjami! Czyżby doświadczenie ze Stephenem niczego jej nie nauczyło? Była siostrą Briana Ellisa… Przede wszystkim siostrą Briana Ellisa! Jeśli więc seńor de Riano zaprosił ją na wieczór, to wyłącznie po to, by odkryć jej słabe strony i wykorzystać do zdobycia informacji, które, jak sądził, ukrywała. Byłaby szalona, doszukując się w jego propozycji czegoś więcej!

Zbyt rozstrojona, żeby zasnąć, Rachel energicznie odrzuciła prześcieradło, włożyła szlafrok i cicho weszła do sąsiedniego pokoju. Szukała pocieszenia, ukojenia w tej małej złotowłosej istotce, której ciepłe ciałko mogła przytulić do swej piersi.

Ledwie zdążyła usiąść w fotelu z Luisą na ręku, gdy w drzwiach pojawiła się Maria.

– Czy coś się stało? – wyszeptała, unosząc ze zdziwienia brwi.

– Nie. – Rachel potrząsnęła głową. – Po prostu zatęskniłam za Luisą.

Starsza kobieta uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Opiekuje się nią pani jak prawdziwa matka – powiedziała.

– Po prostu ją kocham.

– Pequena ma szczęście. Wszyscy ją kochają.

– Proszę mi wyjaśnić, co oznacza to słowo – spytała cicho Rachel.

– Nina… Maleńka. – Maria znów się uśmiechnęła.

Maleńka… Senor de Riano użył tego pieszczotliwego określenia podczas rozmowy z Rachel. Dlaczego tak ją nazwał? Co to miało oznaczać? – głowiła się.

Luisa nagle obudziła się, ziewnęła szeroko i otworzyła oczy. Piękne, czarne ślepka przypominały inną parę ciemnych, lśniących oczu, których wewnętrzny blask zawsze porażał Rachel żywym ogniem.

– Nina już nie śpi – powiedziała Maria. – Przyniosę jej jedzenie.

Głos Marii przywrócił Rachel do rzeczywistości. Pełna poczucia winy wyjąkała podziękowanie i położyła Luisę z powrotem do łóżeczka, aby zmienić jej pieluchę. Była święcie przekonana, że jak długo pozostanie w domu senora de Riano, a właściwie – jak długo pozostanie w Hiszpanii, tak długo nie zazna spokoju.

Gdyby tylko zdążyła odnaleźć Briana, zanim jeszcze bardziej się zaangażuje! – westchnęła. Było przecież coś wstydliwego i jednocześnie przerażającego w tym, że Vincente de Riano tak szybko zastąpił Stephena w jej myślach…

Może powinna raz jeszcze odwiedzić klasztor i porozmawiać z przeorem… Być może będzie mógł powiedzieć jej coś bliższego o zwyczajach Briana, o tym, na przykład, jak spędzał wolny czas… Może pamięta jakiś szczegół, który naprowadzi ją na trop?

Rozmaite myśli kłębiły jej się w głowie. Seńor de Riano nadal przebywał w Maroku, dziecko co dzień spało od południa do trzeciej… Powinna więc skorzystać z okazji i poprosić Felipe, by ją zawiózł do miasta. Potem ustali godzinę powrotu, rozstanie się z nim i wynajmie samochód, którym pojedzie do La Rabidy. Zdąży wrócić do domu na czas, aby zająć się Luisą.

Niestety, nawet najbardziej precyzyjnie ułożone plany czasami z obiektywnych przyczyn zawodzą.

Następnego dnia rano Rachel poinstruowała służbę, żeby paczki, które wkrótce nadejdą dla seńora de Riano, odesłali z powrotem. Wszyscy domownicy chodzili więc od samego rana podenerwowani. Maria wręcz wznosiła ręce do nieba i lamentowała, że nikt ze służby nie odważy się wziąć na siebie takiej odpowiedzialności.

Gdy Rachel zgodnie z planem dotarła do La Rabidy, dowiedziała się, że przeor właśnie wyjechał do Madrytu i wróci dopiero w przyszłym tygodniu. Nikt z pozostałych zakonników w ogóle nie znał Briana.

Rozczarowana i przygnębiona wróciła do domu i aby rozproszyć smutne myśli, wyszła z Luisą do ogrodu położonego na tyłach domu. W cieniu palm spędziła całe popołudnie, rozmyślając o senorze de Riano i o Brianie tak intensywnie, że całkiem straciła poczucie czasu. Gdy pokojówka przyszła do ogrodu, by ją poinformować, że seńor de Riano już wrócił z podróży i czeka na nią w gabinecie, ogarnęła ją panika. Bała się pozostać z nim sam na sam; bała się jego niesamowitego uroku i tej niebywałej umiejętności czytania w jej myślach. Wiedziona nagłym impulsem przekazała przez pokojówkę przeprosiny i oznajmiła, że nie zamierza opuszczać teraz Luisy, a wieczorem chce pozostać w domu…

Pokojówka wyglądała na przerażoną, ale posłusznie poszła przekazać seńorowi wiadomość. Rachel również udała się do domu i zaczęła przygotowania do kąpieli Luisy. Dziecko uwielbiało chlapać się w wodzie, Rachel więc przezornie włożyła na siebie swój codzienny, ulubiony podkoszulek, splotła włosy w warkocz i upięła go wokół głowy.

Nie minęło pięć minut, gdy usłyszała za sobą znajomy, głęboki głos.

– Mam wrażenie, że właściciel Malagenii nie wpuści cię w tym stroju do środka. Twój widok mógłby wywołać rozruchy.

Rachel zerknęła przez ramię. Potężna postać Vincente de Riano przesłaniała drzwi. W granatowym garniturze wyglądał niezwykle elegancko i przystojnie.

Zmieszana przełknęła ślinę, zastanawiając się, jak długo już tam stoi i obserwuje ją, pochylającą się nad wanienką. Jego wzrok bez żenady wędrował po smukłych liniach jej nóg całkiem odsłoniętych w krótkich, postrzępionych szortach, które miała na sobie.

– Skończę za ciebie, a ty przygotuj się do wyjścia – powiedział i, nim zdążyła mu się sprzeciwić, zdjął marynarkę, powiesił na klamce przy drzwiach i wszedł do łazienki, skąd przyniósł puszysty, niebieski ręcznik.

Nie pozostało jej nic innego, jak wyjąć Luisę z wody i powierzyć ją opiekuńczym ramionom wuja. Nie zwracając najmniejszej uwagi na wyjściową białą koszulę i srebrno-granatowy krawat, przytulił Luisę do serca, owinął ręcznikiem, a potem delikatnie ucałował, szepcząc jej do ucha czułe słówka.

Rachel mimowolnie wyobraziła sobie scenę, w której pieszczotliwe wargi Vincente de Riano wędrują po jej wrażliwej skórze…

– Maria powiedziała mi, że nawet nie otworzyłaś paczek przysłanych ze sklepu – powiedział tonem wymówki.

– To prawda. – Mimo że serce waliło jej jak oszalałe, usiłowała stać prosto z podniesioną głową. – Nie potrzebuję żadnych wieczorowych strojów, ponieważ nigdzie nie zamierzam wyjść. – Patrzyła z niechęcią, jak w kącikach jego wrażliwych ust pojawia się cyniczny uśmiech. – Proszę nie zapominać – dodała – że jestem tu tylko pracownikiem, podobnie jak Maria czy Sharom. I prosiłabym, żeby traktowano mnie w podobny sposób.

– To niemożliwe – powiedział stanowczo. – Jesteś ciotką Luisy, a to zmienia postać rzeczy. – Popatrzył na nią przeciągle, a potem dodał z pewną nonszalancją: – Chyba zapomniałem ci powiedzieć, że przed przedstawieniem umówiłem się na drinka z szefem policji i jego żoną. To moi bliscy znajomi.

Rachel otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

– Pomyślałem sobie – ciągnął z niezmąconym spokojem – że mogłabyś wykorzystać okazję i porozmawiać z nim o Brianie. Hernando to niezwykle uprzejmy człowiek. Z pewnością odpowie na wszystkie dręczące cię pytania… Całkiem prawdopodobne, że za moim przykładem nabierze do ciebie zaufania.


Rozdział szósty

Za każdym razem, gdy Rachel zdawało się, że zaczyna rozumieć swojego gospodarza, on robił lub mówił coś takiego, co wprawiało ją znów w ogromne zakłopotanie i zupełnie nie wiedziała, jak zareagować.

– Czy nie mógł pan zaprosić ich na drinka do domu? – ośmieliła się spytać.

– Oczywiście, że mogłem. – Zakładał właśnie Luisie pieluchę i kaftanik z wprawą zawodowej niańki. – Ale tak dawno już nigdzie nie wychodziłem – przyznał z pewnym smutkiem – że chyba czas to zmienić… Zwłaszcza że mam okazję wyjść z osobą, która należy do rodziny, a więc pod pewnymi względami niczego po mnie nie oczekuje, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

Nastała chwila ciszy.

– Rozumiem – odezwała się w końcu Rachel i zaraz pożałowała tego słowa. W jednej chwili świat wydał jej się szary i pusty.

– Nie rób problemu, Rachel. Oczywiście, jeżeli wolisz zostać w domu, to możesz zostać. Jeśli jednak głównym powodem twego niepokoju jest telefon od Carmen, to wiedz, że właśnie z nią rozmawiałem i wyjaśniłem, że wychodzimy. Ona doskonale rozumie, że potrzebujesz odpoczynku od obowiązków, z których zresztą wywiązujesz się znakomicie. Wszyscy w tym domu są tobą zachwyceni. A mała Luisa po prostu rozkwita w cieple twego uczucia.

– Trudno jej nie kochać – szepnęła Rachel, zmieszana tym nieoczekiwanym komplementem. I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno seńor de Riano chciał się jej natychmiast pozbyć! Jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku dni sytuacja diametralnie się odmieniła? Teraz czuła wręcz, że odmowa wyjścia z nim na kolację byłaby z jej strony grubiaństwem. – Przywiozłam ze sobą czarną sukienkę, którą można ozdobić dodatkami – powiedziała pospiesznie. – Pójdę się przebrać.

– Jeśli rozpuścisz włosy, nie będziesz potrzebowała żadnych ozdób – mruknął pod nosem, wkładając Luisie śpioszki. – Ale zrobisz, jak zechcesz. Być może przewrotna skromność jest typowo amerykańską cnotą.

– Przewrotna? – zdziwiła się.

– Czyż nie tak określa się kobietę, która mówi „nie”, gdy myśli „tak”? – Roześmiał się sarkastycznie, a potem uniósł do góry Luisę i kilkakrotnie pocałował ją w okrągły brzuszek. – Miejmy nadzieję, pequena, że nie odziedziczysz tej cechy po ciotce. W przeciwnym razie, gdziekolwiek się pojawisz, będziesz czynić zamęt w sercach mężczyzn.

Rachel stała ze ściśniętym gardłem i nie była w stanie wydobyć głosu. Co on chciał przez to powiedzieć? – zastanawiała się gorączkowo. W jej umyśle kiełkowały przedziwne podejrzenia, ale nie miała teraz czasu nad nimi rozmyślać. Odwróciła się i wybiegła z pokoju.

Wzięła pospieszny prysznic, a potem włożyła czarną sukienkę bez rękawów z jedwabnego dżerseju, która od pasa rozchodziła się w klosz. Kiedy kilka minut później czesała włosy, znów przemknęły jej przez głowę drwiące, dwuznaczne uwagi senora de Riano. Do licha, co on miał na myśli?

Patrzyła w lustro z niezadowoleniem. Jeśliby chciała włosy rozpuścić, powinna je najpierw umyć, żeby były proste i gładkie. Niestety, na to nie miała już czasu.

Siedziała przez chwilę niezdecydowana, a potem postanowiła zebrać włosy w węzeł i podpiąć je z dwóch stron perłowymi spinkami, które pasowały do jej kolczyków.

Rachel zwykle prawie się nie malowała, używała jedynie różowej, perłowej szminki. Ciemne brwi i rzęsy nie potrzebowały podkreślania, jedyne, co mogłaby zrobić, to przypudrować nieco pałające policzki, ale nie zabrała ze sobą pudru. Słabością Rachel były natomiast perfumy. Spryskała się więc teraz odrobiną Fleurs de Rocaille, które ofiarował jej Stephen na urodziny, i które w pierwszym nie kontrolowanym odruchu po zerwaniu chciała wyrzucić wraz z innymi prezentami, jakie od niego dostała podczas półrocznej znajomości. Teraz była zadowolona, że darowała sobie ten ostentacyjny i dość niemądry gest i perfumy zatrzymała.

Noc była gorąca, toteż nie wzięła ze sobą żadnego okrycia. Chwyciła małą wieczorową torebkę, na nogi wsunęła eleganckie czarne pantofle i pospieszyła do apartamentu Carmen, by sprawdzić, co dzieje się z Luisą i przekazać Marii polecenia na najbliższe godziny.

Pięć minut później schodziła po marmurowych schodach, u podnóża których oczekiwał na nią seńor de Riano. Widziała w jego oczach dziwne błyski i znów serce zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem. Na moment zawahała się i musiała wykorzystać całą swą siłę woli, by ostatecznie zmusić się do zejścia na dół.

Vincente de Riano patrzył jak urzeczony na jej zgrabną sylwetkę w sukni, która opinała biodra, a potem nieoczekiwanie rozszerzała się i wirowała przy każdym kroku wokół jej kształtnych nóg. Patrzył na nią w taki sam sposób, jak przed chwilą, gdy kąpała Luisę… Pod wpływem tego spojrzenia paraliżował ją jakiś nie sprecyzowany niepokój.

Rachel słyszała obiegowe opinie o południowcach, którzy ponoć sprawiają, iż każda kobieta czuje się w ich towarzystwie pożądaną – niezależnie czy ma lat dziewięć czy dziewięćdziesiąt – i teraz poznawszy seńora de Riano, zaczynała się do tych opinii przychylać. Pojmowała, że na pewno potrzebuje osłony przed natarczywością kobiet. Był przecież niebywale interesującym mężczyzną – takim, przy którym zalety wszystkich innych mężczyzn zadziwiająco szybko bladły.

I instynktownie wiedziała coś jeszcze… Vincente de Riano należał do mężczyzn, którzy lubią zdobywać kobiety. Kobieta, która narzucałaby mu swą osobę, z góry skazana była na porażkę.

– Gracias, pequena – odezwał się cichym, ujmującym głosem, gdy zbliżyła się do niego. Spodziewając się jakiegoś zgryźliwego komentarza, była zaskoczona jego ujmującą uprzejmością. – Jesteś pierwszą kobietą, która nie każe mi na siebie czekać pół nocy – dodał z łagodnym uśmiechem. – Jestem ci ogromnie zobowiązany.

Gdy znów usłyszała to pieszczotliwe słowo, serce podskoczyło jej z radości. I choć wiedziała, że wszelkie próby pozyskania uczucia seńora de Riano okazałyby się bezskuteczne – nie mogła oprzeć się myśli, co też by zrobił, gdyby porzuciła wszelkie skrupuły i musnęła wargami jego policzek, ten malutki dołeczek na brodzie i kącik jego wrażliwych, namiętnych ust…

Przerażona, że może nie móc powstrzymać się od wykonania tego impulsywnego gestu, odezwała się nienaturalnie ostrym głosem:

– Czy nie powinniśmy już wyjść? – I nie czekając na odpowiedź, popędziła do frontowych drzwi, podniecona świadomością, że oto cały długi wieczór spędzi dziś sam na sam z seńorem de Riano.

– Opowiedz, co dzisiaj porabiałaś – poprosił, gdy już zajęli miejsca na tylnym siedzeniu mercedesa, a Felipe włączył silnik.

Co dzisiaj porabiałaś… Seńor de Riano znów ją zaskoczył. Czyżby już wiedział, że pojechała do miasta… Czyżby wiedział, dokąd naprawdę się udała?

Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, iż za chwilę, wbrew oczywistym chęciom, opowie mu o celu swej wyprawy. Seńor de Riano był mężczyzną dociekliwym i z pewnością będzie męczył ją tak długo, aż wydusi z niej prawdę. A przecież na razie lepiej było nie dolewać oliwy do ognia i nie wspominać o Brianie. Miała głęboką nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wszystko wyjaśni się na jego korzyść.

Na wszelki wypadek wolała trzymać się bezpiecznych tematów.

– Cały ranek bawiłam się z Luisą – wyjaśniła z werwą. – Ona jest bardzo bystra i doskonale rozwinięta jak na ośmiotygodniowe niemowlę. Od razu widać, że Carmen jest doskonałą matką…